Na jednej z polskich facebookowych grup pojawiło się powracające (podobno) pytanie o zeszytówki w naszym kraju. Dyskusja wyszła całkiem ciekawa, a teraz chciałabym tutaj wrzucić przemyślenia nieco bardziej kompleksowe i koherentne niż te kilka komentarzy z fejsa (choć nie wnoszące nic szczególnie nowego). Bo i sama sytuacja jest całkiem ciekawa i złożona.
|
Wpis będzie ilustrowany zdjęciami mojej kolekcji. Tutaj główny bohater tekstu: zeszyt komiksowy, sztuk 1 |
Mówi się, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. A mój punkt siedzenia jest nieco inny niż większości wypowiadających się w wątku komiksiarzy. Większość z nich bowiem odnosi się wtedy do wspomnień związanych z kupowaniem w dzieciństwie TM-Semików w pobliskim kiosku. Kiedy ja zaś mówię o zeszytówkach, myślę o komiksowych blogerach z Tumblra, którzy co środę mogą pójść do LCS (Local Comics Store), pogadać ze sprzedawcami i jeszcze wrzucić w Internety selfie z nowymi zdobyczami. Albo o tym, jak to działa na przykład we Francji (który to przypadek jeszcze opiszę). Nie pamiętam bowiem legendarnych Semików (ale pamiętam czarodziejki WITCH - to już inna sprawa i krótka retrospekcja podstawówkowa), Dobrego Komiksu czy Mandragory, choć w różnych okolicznościach zdobyłam trochę komiksów z tych wydawnictw.
|
Przykład tańszych Fables i droższego Zrozumieć Komiks |
Nasz mały ryneczek komiksowy ma się coraz lepiej, choć nadal jest on... specyficzny. W sytuacji, w której dominują drogie, ale ładnie wyglądające na półce hardcovery, wiele osób mówi o swoistym kupowaniu w ciemno (i planowaniu wydatków - zwłaszcza, gdy oferta staje się coraz ciekawsza). Jednocześnie taka sytuacja nie pomaga w pokonaniu swoistego 'elityzmu' i upowszechnieniu naszego hobby (a tego przecież chcemy, prawda?). Ale zaraz, przecież dzieje się, i to w obiecującym kierunku: Egmont wydaje Marvel!NOW w miękkich okładkach (i cenie 40zł za tom, w internetowych dyskontach nawet 25 - podobnie jest z wznowionym niedawno Fables), a w kioskach można zaopatrzyć się w pozycje z Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela (40zł za bardzo ładne albumowe wydanie, mogące mieć nawet 250 stron) i Star Warsów. I właśnie chyba to jest najbliższe 'zeszytowemu snowi' - płacisz 20zł za 150 stron relatywnie nowego komiksu, wydanego niczym zeszytówki na cienkim papierze, z reklamami i delikatną okładką. W dodatku ze znanego i lubianego uniwersum. Naprawdę blisko spełnionych marzeń, ale nadal same Star Warsy to mało.
|
Znowu kontrast pod względem kosztów (i jakości wydania). Element wspólny to Kieron Gillen (fangirl mode on) |
Co jednak z tymi hipotetycznymi zeszytówkami? Większość dyskutujących mówiła o proponowanych cenach ~10 złotych i wskazywała na grupę docelową szeroko pojętych 'małolatów' - co by w sumie miało sens w kontekście popularyzacji komiksu. Jednocześnie trzeba zadać też pytanie: czy taka impreza by się w ogóle opłacała? Historia Mandragory czy Dobrego Komiksu nie napawa optymizmem, ale wiadomo, że czasy się zmieniły, a dzięki filmom superhero coraz więcej casuali próbuje się zainteresować tematem.
Może więc warto zobaczyć, jak to robią we Francji? Największe marki, takie jak Batman, X-Men czy Avengers, mają tam swoje miesięczniki, zawierające ~5 relatywnie nowych zeszytów z różnych serii (na ten przykład w moim numerze z mutantami mam 2 odcinki All-New, 2 Amazing i jeden Uncanny) za 5 euro. Idealny deal i świetny model do sprowadzenia! - zakrzyknęłabym, gdyby nie to, że New52 jest obsadzone przez drogie hardcovery (niby mnie nie obchodzą, ale już płaczę na myśl o zapowiedziach Harley Quinn), a Marvel!NOW przez te 'dostępne' (oczywiście nie w kiosku, ale coraz popularniejsze wśród fanów filmów) softcovery.
|
Opisywane X-Men - voila! |
Ergo: raczej nie zobaczymy w kiosku osobnej ściany, na której wiszą komiksy różne, różniste, a przystępne i dla die-hard fana, i dla casuala. Na razie możemy kibicować chyba tylko inicjatywom takim jak ten Marvel!NOW (i Fables) czy Star Wars, jeśli mowa o tanim komiksie dla nie-nerdowskich mas. Jeśli jednak uważacie, że w zeszytówkach nadzieja, to widzę światełko w tunelu: już mamy Fight Club (16,80 za 28 stron w kolorze), a w październiku Marvel zapowiedział serię International Iron Man, która ma być wydawana jednocześnie w ponad 20 krajach, w tym naszym (Marvel Wikia podaje datę premiery na 16 marca). Czy te inicjatywy rozruszają rynek komiksowy? Czas pokaże.
PS. Tu napisałabym coś o barierze językowej - oryginały przecież są dostępne przez Atoma, Multiversum, a cyfrowo przez Comixology, a ja problemów z angielskim nie mam. Warto jednak dopisać, że ta bariera na pewno jest, jeśli mówimy o 'małolatach' (wśród których przecież mamy komiks popularyzować), a nawet mimo dyplomu poświadczającego zaawansowany poziom języka rosnącego kursu dolara nie przeskoczysz. Sorry, ale taki mamy klimat - za 20 stron komiksu za 4USD i jeszcze reklamy do tego możesz sobie odliczyć z 16 złotych (pomijając dostawę :] )
Komentarze
Prześlij komentarz