Przejdź do głównej zawartości

Spóźniona relacja z inauguracji Służewskiego Domu Kultury

Cześć,
Nie pisałam nic w tym tygodniu. Niestety wrzesień wykazał, że mam sporo roboty i ambitny, powzięty podczas wakacji plan publikowania dwóch wpisów tygodniowo stał się awykonalny. Postaram się jednak dodawać coś nowego w każdą sobotę, a dodatkowe teksty będą się ukazywać w niektóre wtorki (obie daty z dokładnością do jednego dnia). Zaglądajcie więc na fanpejdż, na którym staram się zamieszczać informacje o przebiegu prac. Obecnie mam w planach między innymi notkę (może i niejedną) do wyzwania czytelniczego, coś o Nimonie (która wkrótce się kończy) i artykuł do Staszic Kuriera (a deadline już jutro). Dzisiaj zaś chciałabym podzielić się z Wami moimi wrażeniami z wydarzenia, w którym uczestniczyłam już tydzień temu.
Mieszkam w Warszawie od kilkunastu lat, i w związku z tym codziennie oglądam to, jak miasto zmienia się na lepsze i coraz przyjaźniejsze dla mieszkańców. Jedną z tych pozytywnych zmian jest otwarcie nowego budynku Służewskiego Domu Kultury. Odwiedźcie go kiedyś - jest położony przy ulicy Bacha, a właściwie w Dolince Służewieckiej. Budynki wyróżnia minimalistyczny wygląd, który moim zdaniem dobrze komponuje się z okolicą. Kompleks nieco nawiązuje wyglądem do wiejskich chatek, pokryty jest w sporej części drewnem. Nie mogę tu zapomnieć o ogromnych oknach, które sprawiają, że sale są dobrze oświetlone.
W takim miejscu wywieszone zostały mniej znane prace związanego ze Służewiem Zdzisława Beksińskiego - jego fotografie i rysunki. Można je zobaczyć za darmo do końca września. Są one mniej znane niż mroczne obrazy twórcy, ale równie doceniane przez krytyków. Wywierają niesamowite wrażenie i zdecydowanie warto poświęcić trochę czasu na zapoznaniem się z tym obliczem artysty.
Jednak główną atrakcją wieczoru był koncert Grzegorza Turnaua. Piosenkarz dokonał czegoś niesamowitego - wykreował w warszawskim parku atmosferę innego kochanego przeze mnie miasta - Krakowa, spod którego pochodzę. Wszystko to dzięki tak kojarzącym się z tym miastem piosenkom, takim jak "Bracka", "Pompa" czy "Cichosza". Przy tym ostatnim utworze artysta zaproponował widowni wspólne gwizdanie - efekt był niesamowity!
Strasznie też podobał mi się dystans do siebie wykonawcy, który pokazał widowni na przykład własne tłumaczenie piosenki Johna Lennona dokonane w wieku kilkunastu lat. Jego dosłowność połączona z brakiem rytmu, rymu i rozłożeniem akcentu wywarła przekomiczny efekt. Podobnie z "Na plażach Zanzibaru", w których Grzegorz Turnau naśladował nieobecnego współwykonawcę - Sebastiana Karpiela-Bułeckę. Muszę też wspomnieć też w tym momencie o coverze "Historii pewnej podróży" Marka Grechuty.
Nie jestem osobą, która często chodzi na koncerty. Lubię cieszyć się muzyką w domowym zaciszu, nagłośnienie przy wydarzeniach publicznych bywa za duże, nie wspominając już o tłoku. Na inauguracji SDK było naprawdę sporo osób, które szybko zajęły miejsca siedzące i nie tylko, jednak dobrze się bawiłam. Minął już tydzień, więc niektóre detale umknęły mi z pamięci, ale dobre wspomnienia zostały, co najważniejsze. Cieszę się, że w Warszawie można znaleźć takie wydarzenia i zapraszam do SDK już 21 września na festiwal Dzielnica Kultury Mokotów!
Śledź

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wyzwanie czytelnicze - Geralt a baśnie

Niedawno Rusty Angel zaproponowała pisanie recenzji historii będących retellingami klasycznych opowieści, takich jak baśnie czy legendy. Nie musiałam się zbyt długo zastanawiać nad wyborem.Chciałabym w tym tekście opowiedzieć o opowiadaniach Andrzeja Sapkowskiego, który w "Ostatnim Życzeniu" i "Mieczu Przeznaczenia" zawarł sporo mniej lub bardziej zakamuflowanych nawiązań m.in. do baśni Andersena i Braci Grimm. Urodziłam się w drugiej połowie lat 90. Pamiętam więc kupowane przez tatę wiedźmińskie książki z dopiskiem na okładce: "Polityka poleca: czytaj polską fantastykę" i ilustracjami z przerażającymi mnie wówczas czaszkami. Do przygód Geralta wróciłam kilka lat później - w gimnazjum. Lektura opowiadań i sagi wywarła na mnie wtedy spory wpływ. Obecnie zauważam wady pięcioksięgu, ale nadal mam do niego sporo sentymentu i lubię powracać do świata wykreowanego przez Sapkowskiego. Jeszcze bardziej jednak uwielbiam historie zawarte w "Ostatnim Życzen

Błękitne Cornetto, czyli recenzja Hot Fuzz

Jakiś czas temu polecałam na blogu "Scott Pilgrim vs the World". Było to moje pierwsze spotkanie z twórczością Edgara Wrighta. Twórczością specyficzną, ale trafiającą wprost do mojego nerdowskiego serduszka. Potem (dzięki telewizji) udało mi się zapoznać z "The World's End", które sprawiło, że zaczęłam szukać dwóch poprzednich części Trylogii Cornetto. Polowanie na DVD z polską wersją językową "Hot Fuzz" zakończyło się sukcesem, a niedawno udało mi się obejrzeć film. I wiecie co? IT.  WAS.  AWESOME. Zacznijmy jednak tę recenzję "po bożemu", czyli od przedstawienia fabuły. Głównym bohaterem jest londyński policjant Nicholas Angel (Simon Pegg, również współscenarzysta filmu). Angel to supergliniarz - poświęca się swojej pracy całkowicie i osiąga wyniki znacznie przekraczające średnią ( think Sam Vimes ). Nic dziwnego więc, że przełożeni postanawiają wysłać go do spokojnego i idealnego miasteczka Sandford, w którym nic się nie dzieje.

Lets go and do some SCIENCE! Czyli recenzja Big Hero Six

Chciałam pójść na film. Całkiem sporo na niego czekałam, interesowałam się wiadomościami o nim, planowałam napisać recenzję. W zasadzie pójście na "Kosogłosa" miałam zaplanowane, gdy rok temu wychodziłam z sali kinowej po "W pierścieniu ognia". Ale po drodze pojawił się cudowny zwiastun nowego filmu Disneya, który pokazałam całej rodzinie. I tak oto już dzień po premierze familia Śledziów znalazła się na seansie "Wielkiej Szóstki". I świetnie się bawiła. But first, lemme take a #SELFIE (musiałam) Wydawać by się mogło, że nie miałabym nic do roboty w sali kinowej wypełnionej dziećmi (i rodzicami), które wydają się być grupą docelową każdej disneyowskiej produkcji. Uważam jednak, że o wielkości tych animacji stanowi fakt, że mogą sprawić frajdę osobie w każdym wieku. Zwłaszcza, że "Wielka Szóstka" była promowana jako film (luźno)oparty na komiksach Marvela. Napisałam już, jak uroczy potrafi być ten film? Jak to często bywa, nie zapozn