Przejdź do głównej zawartości

REKIN! Czyli po finale Nimony

Dzisiejszy nadprogramowy wpis powstaje, bo chciałabym podzielić się z Wami moimi odczuciami po finale pewnego webcomicsu. Mowa tu o wielokrotnie nagradzanej "Nimonie". Autorką komiksu jest Noelle Stevenson, znana też jako GingerHaze (o jej twórczości wspominałam już przy okazji recenzji "Fangirl").
Punkt wyjścia fabuły jest dość prosty, ale historia szybko nabiera rozpędu. Do Ballistera Blackhearta, głównego villaina świata przedstawionego, pewnego dnia zgłasza się nastolatka z dziwną fryzurą. Przedstawia się jako Nimona i mówi, że ma zostać jego sidekickiem. Mimo, że Ballister jest temu przeciwny, wkrótce okazuje się, że dziewczyna ma pewne przydatne w fachu zdolności: potrafi zmieniać postać.
Ogromną zaletą "Nimony" jest gra konwencjami i motywami pochodzącymi z różnych gatunków. Mimo, że świat przedstawiony najwięcej wspólnego ma że stylistyką fantasy, pojawiają się w nim elementy współczesnej technologii (na przykład telewizja), czasami zahaczające o science-fiction. Zrąb fabuły również opiera się na popularnych w kulturze kliszach, często postmodernistycznie bawiąc się nimi. Na archetypach (villaina, sidekicka, przeciwnika-dawnego przyjaciela) oparci są bohaterowie. Gingerhaze jednak na tej kanwie udało się stworzyć pełnokrwiste, fascynujące postaci z pełnymi humoru interakcjami. Wyróżnia się tu zwlaszcza tytułowa bohaterka i jej relacja z Ballisterem. Widoczne są tu inspiracje motywem mistrz-uczeń, a w pewnym momencie Nimona i Blackheart stają się niemalże rodziną. Nie powinno więc dziwić, że fillerowe w swojej naturze odcinki okazjonalne (halloweenowe, świąteczne itp) sprawiają tak dużo przyjemności jak główny wątek (okazuje się przy tym, że nie powinno się grać w planszowki z osobą, która rozzłoszczona jest w stanie zionac ogniem na planszę)
Choć sama autorka mówi, że historia stanowi pojedynczy story arc, w strukturze komiksu można wyróżnić dwie części: pierwsza opiera się na humorze związanym z recyklingiem popkulturalnych motywów. Pada jednak poważniejsze pytanie: kto jest dobry, a kto zły?, które zostaje fabularnie rozwinięte w ciągu dalszym opowieści, kazacym się jeszcze zastanowić, czy Nimona jest potworem. Konwencja staje się mroczniejsza i "bardziej feelsowa," (nadal nie znam dobrego polskiego odpowiednika, więc posługuje się spolszczonym zapozyczeniem) pojawiają się tu nawiązania (nie wiem, na ile zamierzone, a na ile to moje fanbojstwo X-Menów) do Weapon X. Ostatnie strony trzymają w napięciu, każą liczyć na zwrot akcji, który doprowadzi do happy endu. Następuje on, ale zamiast szczęśliwej końcówki dostajemy otwarte zakończenie - zostanie ono uzupełnione epilogiem w papierowym wydaniu HarperCollins.
Oczywiście nie można nie wspomnieć o stronie graficznej. Chcarakterystyczna, lapidarna kreska dobrze pasuje do prowadzonej narracji. W dodatku podczas lektury rzuca się w oko, jak przez lata ewoluuje warsztat autorki - cieniowanie staje się odwazniejsze, kolory zywsze, tło bardziej dopracowane - ale styl pozostaje niezmienny i rozpoznawalny.
Co prawda "Nimona" się zakończyła, ale GingerHaze zapowiedziała już nowy projekt. Zawsze można też zobaczyć polski, tworzony przez Kiciputka (współautorki Barw Biedy) komiks Shadowshifters, który zapowiada sie intrygująco. A Wy czytacie jakieś inne warte polecenia webcomicsy?
Śledź

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wyzwanie czytelnicze - Geralt a baśnie

Niedawno Rusty Angel zaproponowała pisanie recenzji historii będących retellingami klasycznych opowieści, takich jak baśnie czy legendy. Nie musiałam się zbyt długo zastanawiać nad wyborem.Chciałabym w tym tekście opowiedzieć o opowiadaniach Andrzeja Sapkowskiego, który w "Ostatnim Życzeniu" i "Mieczu Przeznaczenia" zawarł sporo mniej lub bardziej zakamuflowanych nawiązań m.in. do baśni Andersena i Braci Grimm. Urodziłam się w drugiej połowie lat 90. Pamiętam więc kupowane przez tatę wiedźmińskie książki z dopiskiem na okładce: "Polityka poleca: czytaj polską fantastykę" i ilustracjami z przerażającymi mnie wówczas czaszkami. Do przygód Geralta wróciłam kilka lat później - w gimnazjum. Lektura opowiadań i sagi wywarła na mnie wtedy spory wpływ. Obecnie zauważam wady pięcioksięgu, ale nadal mam do niego sporo sentymentu i lubię powracać do świata wykreowanego przez Sapkowskiego. Jeszcze bardziej jednak uwielbiam historie zawarte w "Ostatnim Życzen

Błękitne Cornetto, czyli recenzja Hot Fuzz

Jakiś czas temu polecałam na blogu "Scott Pilgrim vs the World". Było to moje pierwsze spotkanie z twórczością Edgara Wrighta. Twórczością specyficzną, ale trafiającą wprost do mojego nerdowskiego serduszka. Potem (dzięki telewizji) udało mi się zapoznać z "The World's End", które sprawiło, że zaczęłam szukać dwóch poprzednich części Trylogii Cornetto. Polowanie na DVD z polską wersją językową "Hot Fuzz" zakończyło się sukcesem, a niedawno udało mi się obejrzeć film. I wiecie co? IT.  WAS.  AWESOME. Zacznijmy jednak tę recenzję "po bożemu", czyli od przedstawienia fabuły. Głównym bohaterem jest londyński policjant Nicholas Angel (Simon Pegg, również współscenarzysta filmu). Angel to supergliniarz - poświęca się swojej pracy całkowicie i osiąga wyniki znacznie przekraczające średnią ( think Sam Vimes ). Nic dziwnego więc, że przełożeni postanawiają wysłać go do spokojnego i idealnego miasteczka Sandford, w którym nic się nie dzieje.

Lets go and do some SCIENCE! Czyli recenzja Big Hero Six

Chciałam pójść na film. Całkiem sporo na niego czekałam, interesowałam się wiadomościami o nim, planowałam napisać recenzję. W zasadzie pójście na "Kosogłosa" miałam zaplanowane, gdy rok temu wychodziłam z sali kinowej po "W pierścieniu ognia". Ale po drodze pojawił się cudowny zwiastun nowego filmu Disneya, który pokazałam całej rodzinie. I tak oto już dzień po premierze familia Śledziów znalazła się na seansie "Wielkiej Szóstki". I świetnie się bawiła. But first, lemme take a #SELFIE (musiałam) Wydawać by się mogło, że nie miałabym nic do roboty w sali kinowej wypełnionej dziećmi (i rodzicami), które wydają się być grupą docelową każdej disneyowskiej produkcji. Uważam jednak, że o wielkości tych animacji stanowi fakt, że mogą sprawić frajdę osobie w każdym wieku. Zwłaszcza, że "Wielka Szóstka" była promowana jako film (luźno)oparty na komiksach Marvela. Napisałam już, jak uroczy potrafi być ten film? Jak to często bywa, nie zapozn