Przejdź do głównej zawartości

Nie tak dawno temu w całkiem bliskiej galaktyce, czyli Guardians of the Galaxy

Idąc na kolejny film Marvela do kina, oczekuję przede wszystkim dobrej zabawy. W związku z premierą „Strażników Galaktyki” postanowiłam spędzić przed srebrnym ekranem nie dwie, ale aż dziewięć godzin, wybierając się na maraton z całą dotychczasową drugą fazą MCU. Nie była to zmarnowana noc. Cały czas świeciły mi się ukryte pod okularami korekcyjnymi i trójwymiarowymi oczy, gdy widziałam wszystko to, za co kocham te komiksowe historie. W dodatku na maratonie widać było jeszcze wyraźniej, że dostaliśmy cztery filmy, które opowiadają o superbohaterach w konwencjach zupełnie różnych gatunków. „Iron Man 3”  rozpoczął w sensacyjnym stylu, potem nadszedł czas na bliski komedii fantasy „Thor: the Dark World”. „Captain America: the Winter Soldier” zaś ma w sobie coś z polityczno-szpiegowskiego thrillera. Wisienką na torcie był pokaz „Guardians of the Galaxy”.

O filmie dowiedziałam się po premierze ostatniego „Thora”, sprawdzając, o co właściwie chodziło w scenie po napisach. Przyznam się, że koncept opowiedzenia historii o kosmicznych superbohaterach, takich jak modyfikowany genetycznie mówiący szop i drzewokształtny humanoid, mnie nie przekonał. Musiałam jednak zmienić swoją opinię po zobaczeniu fenomenalnego pierwszego zwiastunu. W miarę upływu czasu, ukazywania się kolejnych materiałów promocyjnych, nadrabiania komiksów i poszerzania informacji moje wymagania rosły. Jednak na szczęście film, mimo że zupełnie inny od oczekiwań, był w stanie mnie zachwycić. Powiem szczerze, byłam kupiona już po drugiej scenie, w której Star-Lord przemierza nieznaną planetę, tańcząc i podśpiewując do piosenki z ukochanego walkmana. 

Historia, zgodnie z obietnicami reżysera, koncentruje się głównie na zrobieniu z grupy kosmicznych indywiduów zgranej drużyny gotowej ocalić Kosmos. Jedyną rzeczą, która może połączyć interesy awanturnika Star-Lorda (Pratt), zabójczyni Gamory (Saldana), szopa Rocketa (Cooper), drzewokształtnego Groota (Diesel) i opętanego żądzą zemsty Draxa (Bautista) jest orb, okazujący się jednym z sześciu Infinity Gems (należą do nich Tesseract i Aether z poprzednich filmów). Artefakt jest przedmiotem pożądania grupy czarnych charakterów, wśród których możemy znaleźć m.in. Ronana (Pace), Nebulę (Gillian) i Thanosa (Brolin).

Film to jednocześnie współczesna space-opera korzystająca z cudów CGI i udany hołd dla uwielbianego przeze mnie Kina Nowej Przygody. Jeśli też darzycie sympatią szemrane rubieże odległych galaktyk, kantyny pełne rzezimieszków oraz kosmitów i podobne klimaty, na pewno odnajdziecie się wśród łowców takich jak Star-Lord, w kosmicznym więzieniu, czy na znanej z komiksów stacji Knowhere. Trzeba przyznać, że pod wieloma względami dzieło Jamesa Gunna jest lepszym spadkobiercą dziedzictwa oryginalnych Star Warsów niż ich prequele. Disney chyba zrozumiał, co stanowiło o wyjątkowości filmów Lucasa. Teraz mniej się boję o produkowane przez studio kontynuacje gwiezdnej sagi.

Wielką zaletą Guardiansów jest muzyka, którą Star-Lord trzyma na kasecie. Ziemskie hity z lat 70. świetnie się komponują z szalonymi, kosmicznymi przygodami. Nie mogę też nie zwrócić uwagi na efekty specjalne – imponujące, acz nieprzytłaczające (nawiązując do starwarsowego tropu). Kolejnym atutem jest duża dawka humoru, idealnie wpasowującego się w konwencję, gdzie ironia żeruje na patosie.

Trzeba też pochwalić aktorów. Chris Pratt uniósł ciężar roli Petera Quilla, natychmiastowo zyskując sympatię widzów. Show jednak kradnie mu Bradley Cooper jako Rocket. Nawet Vin Diesel, mówiący tylko „I am Groot” wywiera wrażenie, spotęgowane przez animację gałęzi. Trudno rozpoznać w zielonej Gamorze i błękitnej Nebuli Karen Gillian i Zoe Saldanę, ale one też dobrze grają swoje role. Drugi plan też jest ciekawy – pojawiają się Glenn Close i Benicie del Toro. Jedynym chyba rozczarowaniem jest nieco nijaki (w stosunku do tak wyrazistych postaci) Lee Pace jako Ronan.

„Guardians of the Galaxy” to produkcja, która ujęła mnie swoją bezpretensjonalnością i humorem. Wszystko tu jest na właściwym miejscu i w odpowiednich proporcjach. Spokojnie mogę zarekomendować ten film jako dobrą rozrywkę na lato… i nie tylko.

 Śledź

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Dinozarły i cała reszta - wrażenia po "Jurassic World"

Jak pewnie wielu z Was, tak i ja w dzieciństwie przechodziłam okres fascynacji dinozaurami. Pierwszy "Jurassic Park" oglądałam wypożyczony z osiedlowej wypożyczalni VHSów (#gimbyniepamietajo, jest to coś niemalże tak prehistorycznego jak fauna mezozoiku). Książkę Michaela Chrichtona zaś wzięłam kiedyś na wakacje, co oczywiście skończyło się czytaniem w kółko, aż do znajomości niemal na pamięć. Można więc powiedzieć, że moja wyprawa do kina była nostalgia-driven  i nastawiona na dinozaury. Jeżeli tego oczekujecie, to uspokajam: to właśnie otrzymacie. Panie i panowie, rozpocznijmy więc wycieczkę. Z cyklu TruStory. I ain't even kidding , ale to mnie bawi. 1/2. Fabuła: W podstawowych założeniach niezwykle przypomina JP i Tupolewa  katastrofy samolotowe: mnóstwo małych incydentów, które razem prowadzą do rozwałki wszystkiego. 1. Nostalgia:  Oczywiście można iść do kin bez wcześniejszego kontaktu z serią, ale widać, że JW dużo bierze od poprzedników i do nich nawi

Wyzwanie czytelnicze - Young Avengers vol. 1

DISCLAIMER: notka (w czwartym akapicie) zawiera mniejsze lub większe spoilery (dotyczące wątków queer w omawianym komiksie). Powinnam się już była nauczyć, że robienie planów mi nie wychodzi, zwłaszc za jeśli chodzi o pisanie. Zaskakująco sporo rzeczy po drodze mi wypadło i ambitne plany powrotu do regularności szlag trafiał. Szczęśliwie jednak z powrotem nabrałam motywacji, a wszystko to przez organizowane przez  Rusty   wyzwanie czytelnicze . I tak się jakoś zdarzyło, że wpadłam na kilka pomysłów na teksty o komiksach. Może wpadnie mi do głowy warta opisania pozycja z innego medium, ale samych komiksów powinno mi starczyć na trochę czasu. Zacznę więc od opisania jedynego tytułu, za który Marvel zyskał nagrodę GLAAD - mam tu na myśli Young Avengers Vol 1 i Vol 2 - oboma runami zajmę się w osobnych tekstach. Jak więc zacząć czytać YA? To z pozoru proste pytanie okazuje się być nieco bardziej skomplikowane - mówimy w końcu o komiksie superbohaterskim. Spróbuję jednak być zwięzła

Deadpool - recenzja

Śmieszna sprawa z tym Deadpoolem - doskonale pamiętam te czasy, kiedy fani Najemnika z Niewyparzoną Gębą widzieli godną ekranizację tylko w najbardziej odrealnionych marzeniach, wspominam też moment na krótko przed SDCC Anno Domini 2014, kiedy to w internecie pojawiały się pogłoski o trailerze, oraz ten moment, kiedy to test footage będący spełnieniem wszystkich marzeń wypłynął - i dał zielone światło dla całej produkcji, którą możemy obecnie oglądać. Jak więc wyszło? Powiem tak: dokładnie wiedziałam, na co się piszę, więc i nie wyszłam z kina rozczarowana. Po prawdzie to nawet nie oczekiwałam jakiejkolwiek fabuły - wystarczyłby mi półtoragodzinny monolog Deadpoola mówiony wprost do kamery. Jednak film wrzuca naszego bohatera w historię: ta rozgrywająca się w retrospekcjach to kolejna wariacja na temat origin story, ta dziejąca się współcześnie zaś jest podejściem do schematu (rape and) revenge. W związku z tym Deadpool pozbawiony jest szokujących zwrotów fabuły - ta niedogodność j