Przejdź do głównej zawartości

Palcem po mapie, czyli podróże śladami filmów

Wakacje powoli zbliżają się ku końcowi. Ponieważ lato jest, jak wiadomo, najlepszą porą roku na organizowanie podróży, chciałabym w tym wpisie zaprosić Was na filmową wyprawę po fantastycznych krainach. W dobie tanich lotów, autostrad i innych udogodnień zobaczenie na przykład Westeros nie jest wcale takie trudne. Jet setting – podróżowanie śladami filmowych lokacji i scenografii rozwija się dynamicznie. Dzięki takim stronom jak movie-locations.com można zarówno zaplanować wycieczkę poświęconą szukaniu takich miejsc, jak i odwiedzić je niejako „przy okazji”. Tak postąpiłam w tym roku – niezwykle malownicza Toskania często występowała na srebrnym ekranie. Wielką przyjemność sprawiło mi ponowne odwiedzenie Sieny, gdzie dwa razy do roku na Campo odbywa się słynna końska gonitwa Palio, która jest tłem akcji w „Quantum of Solace”. Okazało się też, że miejsca takie jak Montepulciano czy Volterra nadal promują jet setting śladami… „Sagi Zmierzch” (brr), nadal widocznej w sklepikach z pamiątkami czy biurach turystycznych. Nie o tych miejscach pragnę jednak opowiedzieć. Chyba każdy lubi wodzić palcem po mapie i planować podróże. Jeśli Wam, tak jak mi, bliska jest fantastyka, może warto spędzić przyszłe ferie lub wakacje na jet settingu? Mój wybór miejsc jest rzecz jasna czysto subiektywny (i pomija mnóstwo lubianych przeze mnie filmów i seriali), dla porządku podzielony na Polskę, Europę i świat. Każda z tych trzech części traktuje przede wszystkim o jednej fantastycznej krainie, ale też o kilku innych, wartych odwiedzenia miejscach. W drogę!
Siena jest piękna i warto ją odwiedzić nawet, jeśli nie spotkacie tam Jamesa Bonda.

Polska (i okolica)

Jak wiadomo, w polskich lasach nietrudno spotkać lwy mówiące głosem Liama Neesona...
Wydawać by się mogło, że w naszym kraju kręci się wyłącznie produkcje rodzime (których ostatnio w ogóle nie śledzę). Jednak Rzeczpospolita posiada zasługi dla kina fantasy, zupełnie niewykorzystane marketingowo. Prawie każdy powie, że Śródziemie to Nowa Zelandia (i na odwrót), ale znacznie mniej osób zdaje sobie sprawę, że na tej samej zasadzie Polska jest Narnią. Skutą lodem i śniegiem krainę w „Lwie, Czarownicy i Starej Szafie” mamy na wyciągnięcie ręki. Pamiętacie zapierającą dech w piersiach scenę ucieczki dzieci po zamarzniętym zbiorniku wodnym? (jeśli nie, to koniecznie nadróbcie – dziś można zobaczyć film o 13.55 na TVP1 ;). Jest to położone na północ od Białowieży Jezioro Siemianowskie. Więcej polskich krajobrazów zobaczymy w „Księciu Kaspianie”, gdzie bohaterowie wędrują przez Błędne Skały, Karkonoski Park Narodowy i Wąwóz Kamieńczyk. Okolice te są bardzo blisko granicy z Czechami. Wiele zimowych scen z pierwszej części kręcono zaś u naszych południowych sąsiadów. Warto więc wziąć pod uwagę takie miejsca jak Tiské steny, Park Narodowy Ardspach czy Pravcicką Bramę. Kto wie, może nawet wśród drzew spotkacie mówiącego ze szkockim akcentem fauna?
...a w czeskich takie fauny (przy ostatnim rewatchu byłam irracjonalnie przekonana, że tym razem Tumnus przedstawi sie jako Xavier, Charles Xavier ;)
Skoro kręcimy się już na polsko-czesko-niemieckim pograniczu, nie można nie wspomnieć o najnowszym filmie Wesa Andersona. „Grand Budapest Hotel” położony był w kraju o nazwie Żubrówka, gdzieś w Mitteleuropie. Wizualnie zachwycające sceny często były kreowane przy pomocy makiet (tak jak różowa fasada tytułowego przybytku), jednak wiele innych kręcono w Görlitz/Zgorzelcu. W mieście tym nagrywano również wojenne „Lektora” i „Złodziejkę Książek”, oraz propagandowy film w filmie „Bękarty Wojny”.
Takie rzeczy tylko w Polsce, znaczy Żubrówce

Europa

Trudno rzecz jasna opisywać cały, mający ponad 10 mln km2 kontynent. Jednakże można go zwiedzić od Islandii aż po Maltę, znajdując jednocześnie wspólny mianownik dla tak różnych miejsc. Jest nim Gra o Tron – twórcy tego popularnego serialu na Westeros obrali sobie naszą część świata. Większą część Siedmiu Królestw zagrała Irlandia Północna: tam znajdziecie między innymi Winterfell (zamek Ward blisko Belfastu), Pyke (port w Ballintoy), i trawiaste równiny Dothraków (Glens i góry Mourne). Oddzielający Westeros od dzikiej Północy Mur został wygenerowany komputerowo, jednak krainy za nim są całkiem realne – żeby się przekonać, trzeba polecieć na Islandię. Tam bowiem znajdują się takie plenery jak lodowiec Vatnajökull, jezioro Myvatn czy jaskinia Grjótagjá. Na Malcie zobaczyć można wyspę Gozo, gdzie w pierwszym sezonie Khal Drogo poślubił Daenerys Targaryen, oraz Mdinę, która zagrała Królewską Przystań. Tylko w pierwszym sezonie, bo w kolejnych miastem tym stał się Dubrownik. Chorwacja, jak wiadomo, jest popularnym kierunkiem na wakacje, więc warto pomyśleć o zobaczeniu takich miejsc jak wyspa Lokrum, arboretum Trsteno, czy miasteczko Novigrad – wszędzie tam zawędrowali filmowcy HBO.
Tak się reklamują wycieczki śladami bohaterów Gry o Tron
Nie mogę tu jednak nie wspomnieć o Afryce Północnej – Daenerys razem z khalasarem wędrowała przez Maroko. Ajt Bin Haddu zagrało miasto nie tylko Yunkai – twórcy z Hollywood upodobali sobie ten ksar, kręcąc tam np. Księcia Persji, Gladiatora, Aleksandra i Mumię. Essaouira/As-Sawira zaś to Astapor.
Z tą częścią świata kojarzy mi się też jedna legendarna lokacja filmowa – pustynna planeta Tatooine z Gwiezdnych Wojen. Tunezję (w tym miasteczko o znajomej nazwie Tataouine) filmowcy odwiedzili przy kręceniu obu trylogii i powstającego filmu JJ Abramsa. 
Czymże byłby tekst o jet settingu bez zdjęcia Tatooine?
Ale żeby poczuć ducha Odległej Galaktyki, nie trzeba się wyprawiać tak daleko – wystarczy pozostać w Europie. W Norwegii na przykład (lodowiec Hardangerjøkulen) znajduje się planeta Hoth z „Imperium Kontratakuje”. Jeśli wolicie cieplejsze klimaty, zawędrujcie na Naboo – wnętrza pałacu królowej to Palazzo Reale we włoskiej Casercie, a plac przed nim to Plaza de Espana w hiszpańskiej Sewilli. Anakin i Padme w „Ataku Klonów” wyjeżdżają zaś nad jezioro Como, które grało też w „Casino Royale”.
Oczywiście Europa jest wielka i różnorodna, trudno tu wypisać wszystkie warte niewątpliwie zobaczenia lokacje. Miło wspominam nie tylko wspomnianą we wstępie Toskanię – spacerując ulicami Paryża nie sposób nie zauważyć miejsca znanego z jakiegoś filmu. Miasto Świateł występowało w różnorodnych rolach, jednak moim zdaniem jego uroda pięknie pokazana jest w „O północy w Paryżu”. Kiedy w dodatku zacznie padać deszcz, łatwo się poczuć jak marzący o dwudziestoleciu międzywojennym Gil Pender.
Zgodzę się tu z Gilem
Stolicą, której nadal nie odwiedziłam, jest Londyn. Miasto to jednak również jest tematem-rzeką – od Sherlocka i Doctora Who, przez Skyfall (Agent 007 wchodzi na ten sam dach, co genialny detektyw), na kosmitach atakujących Greenwich w najnowszym „Thorze” kończąc tę prowizoryczną wyliczankę (londyńczycy śmiali się ponoć, że najbardziej odrealnionym fragmentem produkcji jest podróż nordyckiego boga metrem – przebyta przez niego trasa jest w rzeczywistości znacznie dłuższa). Okej, nie wspomniałam o świecie Harry’ego Pottera, a przecież na pewno zawędrowałabym na King’s Cross i próbowałabym przedostać się na peron 9 i ¾…
To zdjęcie idealnie podsumowuje europejską sekcję - zaczynając od Gry o Tron, na Harrym Potterze kończąc (czyżby Sansa była Weasleyem?)

Świat

Nie ma się oszukiwać, sekcję traktującą o reszcie świata dodałam, bo wstydem byłoby nie powiedzenie ani słowa o Śródziemiu. Nowozelandzki reżyser Peter Jackson ekranizował dzieła Tolkiena w swojej ojczyźnie, która teraz bardzo na tym korzysta. Turystyczna infrastruktura wyrosła jak grzyby po deszczu, w Matamata (Hobbitonie, znaczy się) zaś nadal można zobaczyć hobbickie norki. Wspomniana już wcześniej Narnia również była kręcona na nowozelandzkich wyspach. Niestety loty na drugą półkulę są tak drogie, że podróż do Śródziemia nadal zostaje w sferze marzeń. Znacznie łatwiej i taniej zrobić sobie domowy maraton wersji rozszerzonych „Władcy Pierścieni”, podśpiewując „Taking the hobbits to Isengard”…
Tak sobie wyobrażam wymarzoną podróż do Nowej Zelandii
Niesamowicie kusi mnie też na przykład zobaczenie chińskich Gór Żółtych. Były one główną inspiracją do stworzenia planety Pandory z „Avatara”. Pojawiają się też w wielu filmach, których akcja dzieje się w Państwie Środka (nawet tych animowanych). Nie będę się na ten temat rozpisywać, bowiem ich piękno trzeba po prostu zobaczyć.
Piękno Gór Żółtych najlepiej widać w filmach, nawet tych przyrodniczo-dokumentalnych
Wpis robi się coraz dłuższy, a na pewno co najmniej podwoiłby swoją objętość, gdybym wspomniała o Ameryce Północnej. W ogóle temat jet settingu jest niezwykle ciekawy i rozległy – na pewno do niego wrócę w przyszłości. A Wy? Robiliście już wycieczki śladami ulubionych filmów? Planujecie takie? Jeśli macie swoje ulubione lokacje, o których nie wspomniałam, podzielcie się  nimi w komentarzach na blogu lub na Facebooku. A w ogóle to życzę wszystkim udanych podróży i szerokiej drogi!
Wybaczcie brak amerykańskich lokacji filmowych, które sama bym zobaczyła, najlepiej podróżując takim wozem.


Śledź

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wyzwanie czytelnicze - Geralt a baśnie

Niedawno Rusty Angel zaproponowała pisanie recenzji historii będących retellingami klasycznych opowieści, takich jak baśnie czy legendy. Nie musiałam się zbyt długo zastanawiać nad wyborem.Chciałabym w tym tekście opowiedzieć o opowiadaniach Andrzeja Sapkowskiego, który w "Ostatnim Życzeniu" i "Mieczu Przeznaczenia" zawarł sporo mniej lub bardziej zakamuflowanych nawiązań m.in. do baśni Andersena i Braci Grimm. Urodziłam się w drugiej połowie lat 90. Pamiętam więc kupowane przez tatę wiedźmińskie książki z dopiskiem na okładce: "Polityka poleca: czytaj polską fantastykę" i ilustracjami z przerażającymi mnie wówczas czaszkami. Do przygód Geralta wróciłam kilka lat później - w gimnazjum. Lektura opowiadań i sagi wywarła na mnie wtedy spory wpływ. Obecnie zauważam wady pięcioksięgu, ale nadal mam do niego sporo sentymentu i lubię powracać do świata wykreowanego przez Sapkowskiego. Jeszcze bardziej jednak uwielbiam historie zawarte w "Ostatnim Życzen

Błękitne Cornetto, czyli recenzja Hot Fuzz

Jakiś czas temu polecałam na blogu "Scott Pilgrim vs the World". Było to moje pierwsze spotkanie z twórczością Edgara Wrighta. Twórczością specyficzną, ale trafiającą wprost do mojego nerdowskiego serduszka. Potem (dzięki telewizji) udało mi się zapoznać z "The World's End", które sprawiło, że zaczęłam szukać dwóch poprzednich części Trylogii Cornetto. Polowanie na DVD z polską wersją językową "Hot Fuzz" zakończyło się sukcesem, a niedawno udało mi się obejrzeć film. I wiecie co? IT.  WAS.  AWESOME. Zacznijmy jednak tę recenzję "po bożemu", czyli od przedstawienia fabuły. Głównym bohaterem jest londyński policjant Nicholas Angel (Simon Pegg, również współscenarzysta filmu). Angel to supergliniarz - poświęca się swojej pracy całkowicie i osiąga wyniki znacznie przekraczające średnią ( think Sam Vimes ). Nic dziwnego więc, że przełożeni postanawiają wysłać go do spokojnego i idealnego miasteczka Sandford, w którym nic się nie dzieje.

Lets go and do some SCIENCE! Czyli recenzja Big Hero Six

Chciałam pójść na film. Całkiem sporo na niego czekałam, interesowałam się wiadomościami o nim, planowałam napisać recenzję. W zasadzie pójście na "Kosogłosa" miałam zaplanowane, gdy rok temu wychodziłam z sali kinowej po "W pierścieniu ognia". Ale po drodze pojawił się cudowny zwiastun nowego filmu Disneya, który pokazałam całej rodzinie. I tak oto już dzień po premierze familia Śledziów znalazła się na seansie "Wielkiej Szóstki". I świetnie się bawiła. But first, lemme take a #SELFIE (musiałam) Wydawać by się mogło, że nie miałabym nic do roboty w sali kinowej wypełnionej dziećmi (i rodzicami), które wydają się być grupą docelową każdej disneyowskiej produkcji. Uważam jednak, że o wielkości tych animacji stanowi fakt, że mogą sprawić frajdę osobie w każdym wieku. Zwłaszcza, że "Wielka Szóstka" była promowana jako film (luźno)oparty na komiksach Marvela. Napisałam już, jak uroczy potrafi być ten film? Jak to często bywa, nie zapozn